14 sty 2017

mr. nobody

kolejnym filmem, który wpłynął na mnie w znaczącym stopniu jest Mr. Nobody w reż. Jaco Van Dormael'a. za pierwszym razem wywarł na mnie tak duże wrażenie, że moja wiara i poglądy zmieniły się radykalnie. produkcja ta skłoniła mnie do refleksji i rozwinęła moją życiową filozofię. chętnie powracam do filmu, bo sprowadza mnie na właściwy tor myślowy i daje nowe pokłady energii.


główną rolę gra w nim Jared Leto, którego wizerunek zmienia się niejednokrotnie. widzimy go w wielu odsłonach i w wielu różnych sytuacjach. osobiście bardzo podoba mi się sposób, w jaki wcielił się w  bohatera. uważam, że świetnie poradził sobie w tej roli.





główna postać - Nemo Nobody -  to ponad stuletni starzec będący ostatnim śmiertelnym człowiekiem w odległej przyszłości pełnej nieśmiertelnych już ludzi. pewien dziennikarz prowadzi z nim wywiad, w którym Nemo, na łożu śmierci, snuje opowieść o całym swoim życiu. staje się ona jednak nietypowa. kluczowym momentem jest sytuacja, gdy jako mały chłopiec bohater ma wybrać, z którym z rozwiedzionych rodziców chce dalej zostać.


 
od tej pory dalsze losy są rozwidlone, a opowieść nie jest jednoznaczna. opiera się na wszystkich możliwych wariantach, jakie mogłyby się wydarzyć w zależności od decyzji małego chłopca. z powodu mnogości historii wydaje się, że umysł starego mężczyzny płata mu figle i mylą mu się pewne fakty. nie dość, że widzimy jego życie u boku trzech różnych kobiet, to jeszcze w możliwie jak największej ilości wariantów z każdą z nich.

 
 
 
 
to wszystko ma nam jednak uświadamiać, że każda nawet najmniejsza decyzja niesie za sobą konsekwencje i określoną lawinę zdarzeń, które nigdy nie powtórzyłyby się gdybyśmy w danej chwili wybrali inaczej. ścieżki losu każdego człowieka istnieją w tysiącach różnych możliwości i to od nas zależy, która wybierzemy. nie możemy jednak z góry przewidzieć do czego to doprowadzi. ja pociągnęłam tą myśl jeszcze dalej - wszystkie te drogi i możliwości są z góry zapisane i to, co robimy przybliża nas do pewnego, zaplanowanego już przez jakąś siłę wyższą celu, choć wydaje nam się, że to my sami mamy wpływ na własne życie. film opowiada się za istnieniem efektu motyla, który oznacza, że każde malutkie zdarzenie powoduje olbrzymie skutki w przyszłości. dzieło to zdecydowanie składnia do przemyśleń, a ja osobiście uwielbiam filozofować.

podczas projekcji obserwować możemy wiele różnych śmierci, jakie kończą każdy z żywotów Nemo. interesujące jest jednak to, która droga przywiodła go do tego sędziwego wieku, w którym snuje całą opowieść. jako widzowie do końca filmu sami nie jesteśmy pewni jak faktycznie potoczyły się losy bohatera - z którą kobietą był i co tak naprawdę przeżył. możemy się jedynie domyślać. i nie wiemy czy mówi to wszystko, bo żałuje jakiejś swojej decyzji, czy po prostu jest ciekawy czy może ma wgląd w tajemną wiedzę i tak naprawdę przeżył wszystkie z tych życiorysów. to pozostanie dla nas zagadką.


film poza filozoficznymi ciągotami przykuwa też uwagę estetyką. bardzo podobają mi się kadry i kolorystyka obrazu. jest on naprawdę przyjemny w odbiorze. dzięki temu Mr. Nobody fascynuje przez cały czas trwania, a nie należy do krótkich dzieł. zdjęcia są naprawdę niesamowite - z małą głębią ostrości i pełne zbliżeń.


na koniec, jako że jestem fanką cytatów, umieszczam parę z nich. sądzę, że są mądre i bardzo trafne. być może warto się nad tymi słowami zastanowić. w filmie znaleźć można dużo więcej.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz